2020-08-25

Takiego Andre jeszcze nie znacie. Co opowiedział?

0

Wokalista zdradził szczegóły swojego życia, zanim stał się wielką gwiazdą disco polo. Gdzie Andre widzi się za dziesięć lat? Co robił, zanim został piosenkarzem i czy tęskni za swoim pierwszym zawodem? Na te i inne pytania opowiada w wyjątkowej rozmowie z Edytą Folwarską.

- Piętnaście lat lat spędziłeś na morzu, a teraz dziesięć lat na scenie. Gdzie czujesz się lepiej?
- Nie zna życia ten, kto nie służył w marynarce. Gdyby nie służba na morzu nie wiem, czy byłbym w miejscu, w którym jestem teraz. Morze uczy pokory, szacunku, cierpliwości oraz żelaznej dyscypliny. Po piętnastu latach służby udało mi się skompletować te wszystkie elementy, które pomagają osiągać sukces. Tym sukcesem jest to, że mogę teraz występować na największych scenach muzycznych z największymi gwiazdami. Czuję się spełniony.

- Czy od zawsze marzyłeś, żeby zostać marynarzem?
- Tak. Wychowywała mnie mama z dziadkami. Nie były to łatwe czasy - stan wojenny. Wszystkiego brakowało w sklepach. Był tylko Pewexy. Pytałem się mamy, jak mogę kupić te rzeczy na półkach. Odpowiedziała, żeby kupić, trzeba mieć dolary, a żeby mieć dolary trzeba pływać... Wtedy zrozumiałem, że muszę zostać marynarzem.

- Czego brakowało ci na morzu?
- Na morzu niczego mi nie brakowało… No może telefonu na żetony, aby zadzwonić do bliskich. Tęsknota była ogromna. Nie było telefonów komórkowych. Były listy, które po nocach pisaliśmy w kajutach. Poza tym okręt, a w zasadzie załoga to jedna rodzina. Jeden za wszystkich wszyscy za jednego. Niesłychana więź koleżeńska, która trwa do dziś.

- Jak przejście na wcześniejszą emeryturę zmieniło twoje życie?
- Nie ukrywam, że po 15 latach służby, czułem się zmęczony. Morze wymaga perfekcjonizmu, nie wybacza błędów. Miesiące poza domem, nieprzespane noce, ale też walka z żywiołem. Kiedy sięgam pamięcią wstecz wydaje mi się, że spędziłem na morzu 100 lat. Bywa, że do dziś śni mi się ogromna fala, która przykrywa okręt. Czas zejść na ziemię i odpowiedzieć na pytanie, bo trochę teraz odpłynąłem. Jeszcze służąc wiedziałem, że kiedy wyjdę do cywila zajmę się muzyką. To nie jest tak, że sobie coś ubzdurałem. Muzyka mi towarzyszyła od dawna. Grałem w orkiestrze dętej, a jako mały chłopczyk siadałem w kuchni na stole otwierałam książkę do nabożeństwa i śpiewająco recytowałem babci, która była niesłychanie bogobojną osobą.

- Dlatego pojawił się przebój Ale Ale Aleksandra?
- Ten utwór to przypadek. Kasia Pawłowska napisała mi większość tekstów. To była zwykła rozmowa telefoniczna. Kaśka przeczytała mi tekst tej piosenki. Przysięgam, że miałem przeczucie, że to będzie hicior. Jeszcze tego samego dnia usiadłem skomponowałem melodie. Piotrek Kiełczykowski okrasił aranżacje. Piosenka „Ale Ale Aleksandra” nie urodziła się w bólach, z napinaniem się na promocje czy inspirowaniem się na innych piosenkach. Jest to wspólny sukces, za który dziękujemy Panu Bogu.

- Kim jest słynna Aleksandra?
- Nie mam pojęcia. To raczej pytanie do Kasi. Być może jakaś przyjaciółka? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W końcu mam też w repertuarze też Kasię, Halinę i Karolinę.

- Słyszałam, że ze Stanów zawsze przywozisz musztardę. Dlaczego?
- Musztarda jest kultowa. Zaraziłem nią wszystkich, którym było dane ją posmakować. Lekko słodkawa na bazie pszczelego miodu. Wiem, że to trochę dziwaczne, ale ja tak po prostu mam, że potrafię się odpalić bez używek.

- Jak koronawirus zmienił twoje życie?
- Od załamki do euforii. Kiedy pozamykano nas w domach pomyślałem: „Dwa tygodnie i po sprawie”. Niestety doniesienia, że nie będzie koncertów mnie sparaliżowały. Odwołano nam 99% podpisanych umów. Czułem się paskudnie. Jednak wiedziałem, że dotyczy to wszystkich całej branży. Przestałem się obwiniać. To na kwarantannie powstały nowe piosenki, które niebawem zaprezentujemy. Uważam, że są dobre. Był czas, aby dopieścić każdy szczegół. Jednak odkryłem chyba największą miłość... Miłość do saksofonu. I tak już zostanie.

- Czego teraz najbardziej ci brakuje?
- Brakuje mi normalności. Za tą normalnością chowa się człowiek. Wolny człowiek. Człowiek bez maski, którego mijam na ulicy, uśmiechnięty, który się nie obawia o jutro. Który przyjdzie na koncert z rodziną,  przyjaciółmi i nikt mu nie powie: „załóż maskę”.

- Jak widzisz swoją przyszłość w najbliższych latach?
- Żyję nadzieją na lepsze jutro. Mam przeczucie, że zostaliśmy zapędzeni w ciemny kąt. Wirus jest i będzie i musimy się nauczyć z nim żyć. Tylko jak żyć?

- Czy z innymi zespołami wspieracie się w tych trudnych czasach?
- Absolutnie nie. Ewidentnie widać podział. Być może jest to spowodowane podziałem na management, wytwórnie itp. Nigdy nie próbowałem się komuś przypodobać, podkładać, szukać na siłę kolegów. Na pierwszym miejscu jest człowiek, a potem muzyka. Jeżeli tego się nie rozumie, nie mamy o czym gadać.

Więcej o gwiazdach w programie „I love disco” w poniedziałki i środy o 14:30 w Polo TV.

Komentarze